O nie! Gdzie jest JavaScript?
Twoja przeglądarka internetowa nie ma włączonej obsługi JavaScript lub nie obsługuje JavaScript. Proszę włączyć JavaScript w przeglądarce internetowej, aby poprawnie wyświetlić tę witrynę, lub zaktualizować do przeglądarki internetowej, która obsługuje JavaScript.
Tomaszowskie legendy - O karczmie w Mydlim rowie

Tomaszowskie legendy - O karczmie w Mydlim rowie

Przy szosie z Tomaszowa do Pasiek, po lewej stronie drogi znajduje się spora rozpadlina zwana przez miejscowych Mydlim rowem, gdzie w okresie międzywojennym i podczas okupacji odbywały się treningi w strzelaniu z broni krótkiej. Trudno jednak dociec skąd pochodzi nazwa związana niewątpliwie z mydłem. O tym miejscu krąży ciekawa legenda znana niewielu mieszkańcom Pasiek i samego Tomaszowa, dająca wytłumaczenie, jak powstało to zapadlisko.
Oto dawno, dawno temu, gdzie dziś dobrze widoczne jest duże zagłębienie terenu, znajdowała się duża drewniana karczma kryta strzechą z zabudowaniami gospodarczymi, stanowiąca własność starozakonnego Judko Nuchyma. Dzięki smacznej kuchni zarządzanej przez żonę Judki – Sarę, jak i dużemu wyborowi wszelkiego rodzaju trunków, możliwości kredytowania oraz noclegu i kwatery dla koni, gospoda cieszyła się dużym powodzeniem wśród zdążających na targi i jarmarki do Tomaszowa gospodarzy z Pasiek i Łosińca oraz innych miejscowości.
                 Jednak jeśli Judko i jego rodzina byli zadowoleni z szybkiego pomnażania majątku i rozwijającego się interesu, to już żony jego gości niekoniecznie. Bywało bowiem niejednokrotnie, że zdążający na targ w Tomaszowie, by sprzedać plony i płody ziemi, hodowane zwierzęta, jak np. świnie, owce lub cielęta, zatrzymywali się po drodze w karczmie sprzedając Judce wieziony towar, a otrzymane pieniądze w znacznej większości lub i w całości przepijając na miejscu. Jeśli już komuś udało się dojechać na targ ze zbożem czy ptactwem domowym lub cielakiem, to w drodze powrotnej uzyskany grosz także zasilał kasę Judki przy obowiązkowej wizycie w karczmie, zamiast pójść na potrzeby gospodarstwa właścicieli.
                 Stąd też nie ma co się dziwić, że od lat żony gospodarzy – utracjuszy przeklinały Judkę i jego karczmę, jako podstawową przyczynę biedy w domu i prosiły o interwencję moce boskie, by zechciały zmienić na lepsze tę sytuację.
                 I oto zdarzyła się rzecz następująca, poświadczająca obiegowe powiedzenie: „Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy”. W karnawale, ostrą zimą, jechało z Pasiek wesele do Tomaszowa, gdzie państwo młodzi byli umówieni w kościele parafialnym na konkretną godzinę na zawarcie ślubu, a że mróz był niesamowity a czasu było aż nadto, postanowili wstąpić do Judki na gorącą herbatę z rumem i zagrzać się.
                 Od tego się zaczęło, a tu już Judka i Sara podają do spróbowania parującego bigosu, wędzonej kiełbasy  i innych wędlin, smażonych ryb z Bełżca, a że te lubią pływać to nie sposób było pominąć okowity i piwa grzanego z korzeniami. Niewiele czasu upłynęło jak zaczęła się prawdziwa uczta przy kapeli, która rżnęła od ucha, a podłoga w karczmie aż dudniła od tańczonych obertasów. W tej atmosferze beztroskiej zabawy wszyscy zapomnieli o tym, że przecież jechali do ślubu!
                 Kiedy opamiętali się rodzice niedoszłej żony Henia - Marcysi, że już dwie godziny upłynęły od planowanego sakramentu zawarcia małżeństwa i zdenerwowani nieszczęsnym zbiegiem okoliczności, którym byli winni sami, jak i wszyscy weselnicy ze starostą na czele, zaczęli głośno przeklinać Judkę i jego karczmę: „Niech ją diabli wezmą! Niech ją piekło pochłonie!!!”
I wtedy niespodziewanie, wśród huku wielu gromów i towarzyszących im błyskawic, choć to była zima, zatrzęsła się ziemia, w powietrzu rozszedł się duszący odór palonej siarki, a w miejscu karczmy otworzyła się bezdenna przepaść, w której zniknęła gospoda, weselnicy z Pasiek, a w końcu i Judka z rodzina.
Pozostało w tym miejscu zapadlisko na dowód tego wydarzenia i związana z nim legenda, jako przestroga przed łamaniem praw boskich i ludzkich.